Otóż od terminu składania protestów, który upłynął (chyba) 23.11 do dzisiaj, np. w Warszawie rozpatrzono 3 z 209 protestów wyborczych.
Wątpię czy w innych miastach jest lepiej.
Czy to znowu przypadek, czy specjalne granie na zwłokę?
Czy rozpatrujący protesty i ich mocodawcy liczą na to, że ludzie po prostu zapomną o tych przedziwnych wyborach i jak zwykle wrócą do codzienności ciesząc się ciepłą wodą w kranie? ;)
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/w-warszawie-wiekszosc-protestow-wyborczych-czeka-na-rozstrzygniecie/lc94z