Dzisiaj rano "Rzeczpospolita" doniosła kolejną
informację mającą świadczyć o tym, że główną winowajczynią wypadku pod Oświęcimiem jest... premier Beata Szydło.
W artykule "Dlaczego premier Szydło lata CASĄ" gazeta pisze, że premier często korzysta z wojskowych samolotów C295M,
znanych pod wcześniejszym oznaczeniem CASA, co jest niezgodne z procedurami.
W dniu wypadku też przyleciała do Krakowa CASĄ.
Według informacji "Rzeczpospolitej", podróż CASY to 34 tys. zł w obie strony.
CASA - jak zaznaczono - nie znajduje się w wykazie środków transportu powietrznego dla najważniejszych osób w państwie.
"Procedury tego nie zabraniają" - odpowiadał rzecznik rządu Bochenek w telewizji WP.
Rzecznik rządu zapewnia, że wszystkie przepisy są przestrzegane.
"To jest tak, że procedury tego na pewno nie zabraniają".
"Jest specjalna HEAD-owska procedura, MON-owska, która jest również przestrzegana" - zaznaczył.
"Jeżeli pani premier jest przewożona w określony sposób, transportowana przez służby, które mają określone doświadczenie, (...) wiedzę, to rozumiem, że robią to zgodnie z przepisami polskiego prawa i na tym nam zależy" - mówił rzecznik rządu.
Podkreślił, że "najważniejsze jest bezpieczeństwo najważniejszej osoby w państwie".
Trochę mało klarowne te wyjaśnienia, ale poczekajmy na dalsze.
Ach, żeby wszystkie poprzednie rządy były tak pilnowane w najdrobniejszych szczegółach jak obecny,
żylibyśmy we wspaniałym kraju.
Tymczasem opozycja już przyststąpiła do akcji.
"Będziemy pytać premier Beatę Szydło o liczbę i łączne koszty lotów VIP-ów samolotami wojskowymi CASA" - zapowiedzieli posłowie PO. Według nich w sprawie lotów mogło dojść do marnotrawstwa środków publicznych i naruszenia procedur bezpieczeństwa.
I bardzo dobrze.
Rządzących trzeba pilnować, a szczególnie pilnować na co wydają nasze ciężko zarobione podatki.
Tylko przypominam oburzonym posłom PO, że lotów CASĄ nie rozpoczęła premier Szydło.
"W 2011 roku tygodnik „Wprost” wyliczył, że w okresie 2007-2011, czyli od czasu objęcia rządów przez PO i wyboru Donalda Tuska na premiera, latał on na trasie Warszawa-Gdańsk lub Gdańsk-Warszawa 175 razy.
Oznacza to praktycznie jeden lot na tydzień.
Z wyliczeń tygodnika „Wprost” wynikało, że za loty premiera podatnicy zapłacili nawet 6 mln zł."
Szkoda, że wtedy posłowie PO (i dziennikarze) nie byli tacy kategoryczni jeśli chodzi o procedury i oszczędności.
Ilu złych wydarzeń można było być może uniknąć...
Nie bronię błędów PiS, ale uważam, że wszystkich należy oceniać jedną miarą.
http://www.rp.pl/Polityka/302209885-Dlaczego-premier-Beata-Szydlo-lata-CASA.html?template=restricted
http://www.rp.pl/Rzad-PiS/170229837-Rafal-Bochenek-Premier-moze-latac-CASA-Procedury-tego-nie-zabraniaja.html
http://www.rp.pl/Polityka/170229811-PO-Bedziemy-pytac-premier-o-liczbe-lotow-CASA-i-ich-koszty.html#ap-1
https://www.wprost.pl/kraj/10043621/Rzeczpospolita-Wojskowa-CASA-jak-taksowka-dla-premier-Wczesniej-latal-tak-Tusk.html
@ Paweł Luboński
Być może.
Ale to był raczej odosobniony przypadek, w tamtym czasie media lały miód na rząd :)
@Wiktor Kobylański- cześć Almanzorze :)
@Julka Palmer
Dziękuję za komentarze